autor Tomasz Groma

Odkąd pamiętam zmagałam się z problemem zimnych „końcówek”: stóp, dłoni i nosa. Miałam przez to wrażenie, że jest mi ciągle zimno. Czasem nawet latem zdarzało mi się zakładać skarpetki na noc, bo zimne stopy nie pozwalały mi zasnąć 
Tak było…

Jesienią 2018 roku przeczytałam artykuł Babki Lekarskiej „Jak ciepłe śniadania uratowały mi życie” i postanowiłam za jej radą spróbować takiej zmiany. Od razu zaznaczam, że nienawidzę ograniczeń w postaci jakiejkolwiek diety. 
Karolina pisze, że już po tygodniu, dwóch można odczuć różnicę i to było zdanie, które mnie przekonało.  „Tydzień to nie wieczność, co mi szkodzi spróbować” – pomyślałam i… podjęłam wyzwanie.

Przyznaję, że na początku łatwo nie było. Jedyne ciepłe śniadania jakie jadałam dotąd to owsianka, naleśniki, parówki i tosty. Szału nie było.  Dodatkowo na początku wyzwanie to wydawało mi się dużo bardziej skomplikowane niż złożenie kanapki i dlatego wiązało się dla mnie z wcześniejszym wstawaniem, żeby to śniadanie przygotować.

Fakt jest taki, że już po tygodniu realnie odczułam różnicę.  Przypominam, że była jesień, więc to, że cały dzień po takim śniadaniu było mi cieplej było dla mnie bardzo odczuwalne.
Postanowiłam wówczas, że postaram się zaczynać tak każdy dzień.

Teraz półtora roku później „zimne nóżki” to już moja przeszłość. Zaczęłam się bardziej interesować termiką potraw, ale to temat na inny artykuł. Dajcie znać, czy by Was to interesowało?

Kanapki na śniadanie pojawiają się u nas prawie wyłącznie w weekendy, kiedy Tomek szykuje śniadanie. Zawsze jednak towarzyszy im jakiś ciepły dodatek, najczęściej jajka w różnej odsłonie. Poza tym produkty, które wówczas jemy, nigdy nie są wyjęte wprost z lodówki, tylko serwowane już po osiągnięciu temperatury pokojowej.

W tygodniu natomiast w zależności od smaku najchętniej jadam owsiankę na wodzie z owocami razem z nią gotowanymi albo zupy z dodatkiem kaszy. Czasem jem jakieś danie obiadowe, jeśli jest proste do podgrzania.

Brzmi dziwnie? Dla mnie też takie było na początku.
Obiad na śniadanie, co to za dziwactwo!?
Ponieważ jednak efekty termiczne są dla mnie nie do zaprzeczenia, trzymam się tego. Przecież już nasze babcie namawiały do jedzenia ciepłych posiłków cały dzień.

Zimą nawet Tomek prosi mnie rano o zupę. On woli śniadania na słodko, dlatego najczęściej na stole pojawia się zupa dyniowa w różnych odsłonach i z różnymi dodatkami.

A co z organizacją? Zapytacie.
Pierwsze kroki po wstaniu z łóżka zamiast do łazienki kieruję do kuchni. Nastawiam zupę i kaszę (jeśli gotuję na świeżo) a następnie udaję się do łazienki. Kiedy jestem gotowa do śniadania, to ono jest już gotowe do jedzenia. Proste! 
Rano ćwiczę też gimnastykę słowiańską, więc mam dodatkowe 20-30 min na ugotowanie kaszy czy ryżu.

Jeśli komuś z Was bywa często zimno, albo nie macie energii od rana, to gorąco polecam Wam przeprowadzenie na sobie takiego eksperymentu. Być może teraz, kiedy bliżej nam do lata, efekty nie będą tak spektakularne, ale na pewno je odczujecie.

przesyłam gorące uściski,
Celina