Większość życia uważałam, że nie mam żadnego talentu artystycznego. We wczesnym dzieciństwie uwielbiałam kolorowanki. Później bardzo lubiłam układać klocki, czy puzzle. A jeszcze później wyszywać obrazki według gotowych wzorów. Jednak nie doceniałam tych zajęć. Traktowałam je raczej, jako coś odtwórczego. Nie kojarzyły mi się z żadnym „talentem”.

W trakcie mojej podróży do wnętrza siebie, miałam taki okres, gdy chodziłam na różne warsztaty kreatywne. Jak tylko coś się pojawiło w sieci, zaraz się zapisywałam. Szukałam zajęcia, które pozwoli poszaleć mojej wyobraźni i nakarmi moje wewnętrzne dziecko.
Wreszcie, na jednym z zajęć coś zaskoczyło! Poczułam motyle w brzuchu i wiedziałam, że znalazłam to coś. 
Był to warsztat z tworzenia świeczek żelowych.

Od tamtego wydarzenia, co jakiś czas, kiedy mnie woła serce, wyciągam materiały, siadam i tworzę. Najchętniej robię świeczki z intencją, jako prezent dla kogoś bliskiego. Od jakiegoś czasu regularnie tworzę też pourlopowe świeczki. Są dla mnie tym co zdjęcia. Dopóki wspomnienia są świeże, z przyjemnością patrzę na te małe dzieła sztuki. Później zapalamy sobie tę świeczkę wieczorem. A za jakiś czas jestem gotowa na stworzenie nowego świeżego wspomnienia. 

Moje odkrycie z początku tej jesieni to, że gotowanie też może być sztuką. Nigdy wcześniej o tym tak nie myślałam, a przecież mówi się „sztuka kulinarna”.
Któregoś dnia usłyszałam przepis na powidła śliwkowe. Nie przepadam za surowymi śliwkami, jednak powidła śliwkowe zabrzmiały mi tak kusząco, że postanowiłam je przygotować.

Okazało się, że ich przygotowanie jest tak proste, że praktycznie robią się same!
Tomek kupił mi na rynku trzy kilo węgierek. Ja je umyłam, usunęłam pestki i wrzuciłam na patelnię, nawet do końca ich nie przekrawając. Zostawiłam je na małym ogniu na 1h. Gdy do nich ponownie zajrzałam były już gotowe. 

Kiedy przekładałam je do małych słoiczków, podobnych do tych, w których robię świeczki, to moje wewnętrzne dziecko skakało z radości. Takie małe kulinarne dzieło sztuki w słoiczku może przynieść mnóstwo radości.

Cieszmy się z takich drobiazgów, szczególnie w tym trudnym czasie. Traktujmy proste czynności jak małe dzieła sztuki.
Dzięki temu życie nabiera pięknych kolorów i ciepłych uczuć.

Za każdym razem kiedy zapalam świeczkę, czy otwieram słoik z powidłami, to uwalniam jednocześnie tę cząstkę radości, która mi towarzyszyła w procesie tworzenia tego małego dzieła. Jest to cudowna mieszanka radości, dumy, ciepła. Po prostu szczęście zaklęte w słoiku!